Suza oraz plemię Naseri



Khuzestan to region administracyjny i geograficzny w południowo-zachodnim Iranie. Znajduje się tu jedyna równina tego wybitnie górzystego kraju (z wielką wyżyną centralną kryjącą się między potężnym pasmem gór Zagros oraz Alborz, na której położony jest Teheran). W Khuzestanie temperatury w lecie osiągają nawet 50 stopni Celsjusza w cieniu (i podobno należą do rekordowych w skali całego globu) - w listopadzie, w mieście Ahwas, w ciągu dnia było ok. 33 stopni i niewiele mniej w nocy. Żyje tu także największe skupisko Arabów w Iranie. 

Jednak z historycznego punktu widzenia Khuzestan - obok sąsiadującej dolnej Mezopotamii - jest wyjątkowy z powodu zamieszkiwania tu najstarszych zorganizowanych kultur piśmiennych na świecie. W chalkolicie, jakieś 3, 4 tysiące lat przed Chrystusem, zamieszkiwali tu Elamici - najstarsza znana cywilizacja (współczesna Sumerowi), posiadająca pismo klinowe (a więc właściwie pierwociny systemu naukowego pozwalającego gromadzić szczegółową wiedzę pomiędzy pokoleniami). Jednak ślady ceramiki i prymitywnych narzędzi w tym regionie datuje się nawet 10000 lat przed naszą erą! Wszystkie najstarsze rozproszone po całym Iranie muzealne eksponaty, wskazują właśnie na Elam. 

Największą atrakcją jaką można tu zobaczyć są 3 miejsca... wpisane (rzecz jasna) na listę dziedzictwa kulturowego UNESCO:
- ruiny starożytnej stolicy Elamu - Susy (współcześnie irańskie miasto Shush), 
- potężny grobowiec-świątynia Choqa Zanbil Ziggurat, oraz 
- miasto Shushtar wraz z wodospadami przepływające w samym jego centrum oraz muzeum systemu hydraulicznego Elamitów. 

Ja zwiedzałem dwa pierwsze, na trzecie zabrakło mi niestety czasu (w ciągu jednego dnia, a wracanie tam następnego dnia okazałoby się dla mnie zbyt kosztowne) . Niestety Suza, to nie Efez, ani Rzym - pod względem tego, co się zachowało. W piekącym słońcu ogląda się głównie skąpe pozostałości pałacu Dariusza Wielkiego, który wybudował go na ruinach poprzednich miast w V w. pne. Susę określa się bowiem 'piętnastym miastem', gdyż ślady archeologiczne wskazują na 15 niezależnych okresów zabudowy jednego i tego samego miejsca zróżnicowanymi stylami architektonicznymi i kulturowymi. Poza niezwykle skromnym muzeum ze znaleziskami z różnych okresów, obrysem murów pałacu Dariusza, komnat i sal (obejmującym jednak kilka hektarów tej ówczesnej stolicy Persji), oraz zdruzgotanymi resztkami kolumn nie ma tu niestety wiele więcej. Gdzie zatem znajdują się zabytki tego jednego z najbardziej obfitych centrów archeologicznych prehistorycznego i chalkolitycznego świata? Światło na to pytanie rzuca okoliczny zamek, wybudowany tu w XIX w. przez... francuską ekspedycję archeologiczną o nazwie 'Le Chateau' (co oznacza po prostu zamek). Ta największa spuścizna kolebki światowej cywilizacji, a zwłaszcza prehistorii Iranu, ma się znajdować... w paryskim Luwrze i innych muzeach na świecie. Nie trzeba tu dodawać, że budzi to szczególne rozgoryczenie dla wielu wrażliwych Irańczyków pozbawionych dostępu do własnej (pre)historii, jako że nie wielu z nich może podróżować w równym stopniu co Europejczycy czy Japończycy. 


Niesamowitym widokiem jest za to olbrzymi grobowiec o kształcie piramidy (zigurrat), ok. 65 km na wschód od Shush, w dość odludnym miejscu (ale względnie dobrze zadbanym), do którego trzeba wynająć lokalnego taksówkarza za ok. $12. Wybudowany ok. 3500 lat temu stanowi żywe świadectwo niezwykłego rozwoju średniego Elamu. Ok. połowa zigguratu została zniszczona przez czas, ale zachowana połowa daje wyobrażenie o majestacie budowli. Sądzi się, że wewnątrz zamieszkiwał król lub najwyższy kapłan miasta, które otaczało dawniej ziggurat, ale brak jakichkolwiek okien wskazuje raczej na ceremonialne znaczenie tej budowli, która pełniła raczej rolę świętego grobowca, analogicznego do tych odnalezionych w Egipcie, Kambodży czy na Jukatanie. Grobowiec-świątynia poświęcona była lokalnemu bóstwu Inszuszinakowi, a na monumencie zachowały się inskrypcje przeklinające każdego, kto odważy się podnieść nań rękę. Rzecz godna polecenia w najwyższym stopniu, zwłaszcza ze względu na niszowość tego miejsca (poza nami dwoma, nie było tu właściwie żadnych ludzi). 


Dzieki uprzejmości, znajomościom i niezwykłym zainteresowaniom mojego gospodarza z Ahwazu, gdzie nocowałem, miałem też rzadką okazję gościć na śniadaniu u plemienia pasterzy bawołów Naseri, w starej podmiejskiej wsi ahwaskiej, którego mieszkańcy potrafią wskazać 30 poprzedzających ich pokoleń. Wywodzą się z regionu dzisiejszego Jemenu, a zamieszkują tereny bezpośrednio przylegające do rzeki z uwagi na szczególną przypadłość bawołów – nazywanych przez mojego gospodarza – 'wodnymi'. Otóż mają one być pozbawione zdolności wytwarzania potu, co sprawia, że jedynym sposobem na ochłodzenie się w tym diabelnym klimacie odnajdują... w kąpieli. Pasterze Naseri wyprowadzają je nad rzekę 3 razy dziennie w turach, natomiast latem bawoły przebywają tam całymi dniami. Ich mleko słynie w całej okolicy, a nazwa ich pasterzy wywodzi się od arabskiego słowa 'Zbawca'. Miałem rzadką sposobność zamienienia paru słów ze starszym plemienia (menedżerem gospodarstwa), gdzie dowiedziałem się, że najdawniejszym ich obyczajem jest rozwiązywanie problemów w taki oto sposób: w każdej wiosce znajduje się specjalna izba, która jest pomieszczeniem socjalnym, czymś w rodzaju izby posiedzeń i stołówki. Raz na jakiś czas do tej izby przychodzi najstarszy i najmądrzejszy członek plemienia i oddaje się do dyspozycji, tj. konsultacji, wszystkich jego mieszkańców, którzy szukają u niego rozwiązań dla swoich problemów. Charakterystyczną cechą owych porad jest rozwiązywanie problemów bez jakiegokolwiek użycia przemocy, z czego mieszkańcy są szczególnie dumni. 


Na zdjęciu Choqa Zanbil Ziggurat. 


Wpis będzie aktualizowany. 


Isfahan.


Popularne posty