Powrót do domu. Madryt, czyli dalsze “przedmieścia” Warszawy



Od dłuższego czasu mojej podróży posiadałem bilety powrotne “do domu”, tzn. do Madrytu. Choć od stolicy Hiszpanii do Warszawy dzieli niespełna 3,000 km lub dwugodzinny lot, gdy dotarłem do Madrytu, odczuwałem je jako niemal tak swojskie, jak same przedmieścia Warszawy.

Powrót do Europy. 

Nie dysponując już ani czasem, który nadużyłem względem oryginalnego planu określonego na 6 miesięcy, ani pieniędzmi, postanowiłem wrócić najprościej i najszybciej – samolotem. Tym samym odłożyłem na bok romantyczny, acz sumiennie realizowany dotychczas plan podróży lądowej i morskiej. Gdyby nie powyższe ograniczenia, rozważyłbym jeszcze rejs całą długością Amazonki aż do wybrzeży Brazylii i Atlantyku (trwa to kilka tygodni i nie jest tak drogie, choć też wcale wygodne), i dalej jachtem (za koszt wyżywienia) na Kanary (lub uprzednio Karaiby) i wreszcie na półwysep Iberyjski, skąd już do Polski przysłowiowy “jeden krok”. Jak się dowiedziałem od innych podróżników po drodze, jest to zupełnie możliwe, choć spływ Amazonką jest mniej romantyczny, niż w rzeczywistości. Sprawa pokonywania Atlantyku i Pacyfiku morzem to zatem 2 całkiem różne sytuacje – Pokonać Atlantyk małą łodzią żaglową można, Pacyfiku raczej nie.

W porównaniu z dotychczasową powolną i intensywną podróżą, powrotny lot samolotem ponad północną Ameryką Południową i Atlantykiem był teraz dla mnie jak ekspres wieczorny. Po drodze towarzyszyła mi mieszanka najróżniejszych emocji – od utęsknienia za najbliższymi, po niepewność związaną z powrotem do dawnej rutyny życia i europejskiego “chłodu”.

Europa – Stary Świat – to także “mały świat” i z perspektywy Dalekiego Wschodu czy Ameryki Południowej dość jednolity kulturowo, obyczajowo i ekonomicznie. Tak to przynajmniej wówczas widziałem. Przy pierwszym zetknięciu z powściągliwymi, zajętymi sobą mieszkańcami Madrytu, na dodatek ubranych w ciemne i zachowawcze kolory ciepłych wiosennych ubrań (był to późny i deszczowy maj), po 8-miesięcznej podróży, miałem wrażenie jakbym był już na ulicach Warszawy i spoglądał na jej mieszkańców. Ludzie byli zajęci sobą, swoimi telefonami, myślami gdzieś głęboko wewnątrz swoich najróżniejszych spraw. Nikt już nie patrzył z zainteresowaniem na siebie, nie prowadził ożywionych rozmów na ulicy, choć miałem wrażenie, że to przypadłość nie tak bardzo europejska, co wielkomiejska.

W Madrycie zatrzymałem się u znajomej i jej polsko-hiszpańskiej miłej rodziny, która przyjęła mnie ciepło i gościnnie. Przez 2 dni zwiedziłem (o ile mogłem) miasto i ważniejsze muzea – Museo Del Prado, przechowujące olśniewające zbiory malarstwa Boscha, Durera, Raphaela, Goyi, Rubensa, Rembrandta, a także przebogate Muzeum Archeologii Hiszpanii (Museo Arqeologico Nacional) i – jakże by inaczej – Muzeum Ameryk.

W tym ostatnim zobaczyłem na własne oczy ślad kolonizacji Nowego Świata na “Starym Kontynencie”. Na dwóch kondygnacjach budynku niewiele mniejszego niż Muzeum Narodowe w Warszawie, w gablotach leżały dziesiątki drogocennych artefaktów Majów, Azteków, Inków i innych rdzennych kultur Mezoameryki, które miałem okazję poznawać przez ostatnie miesiące. Przedmioty były kompletnie przemieszane – glify V-wiecznych Majów były obok map XIV-wiecznych Inków – pogrupowane wg kuriozalnego tematycznego widzimisię kuratorów. Niektóre artefakty stanowiły bardzo wartościowe przedmioty (np. całe odlane ze złota podobizny głów naturalnej wielkości), zaś większość w doskonałym stanie. Dziś ten obiekt wydaje się raczej zapomniany i na uboczu innych wspaniałych galerii i życia kulturowego mieszkańców stolicy Hiszpanii. 

Artefakty pochodzące z terenów dzisiejszej Kolumbii. Ze zbiorów Muzeum Ameryk

Ze zbiorów Muzeum Ameryk


A jednak odniosłem wrażenie, że życie i sprawy Hiszpanów wciąż toczą się w znacznej mierze w całym świecie shispanizowanym. Posiadają oni rodziny w Meksyku, Kolumbii, Wenezueli, prowadzą tam interesy, a w prasie można także znaleźć informacje z życia kulturalnego pisarzy peruwiańskich czy innych, zza Atlantyku. Hiszpania i Ameryka Łacińska jest w pewnej ogólnej mierze wspólną przestrzenią kulturową, w której dominuje ten sam język i wiara, w znacznej mierze także sztuka co widać m.in. w malarstwie meksykańskiej symbolistki Fridy Kahlo. Można odnieść wrażenie, że tak jak w XIX wieku kultura Ameryki Łacińskiej (dzięki medium kulturowemu języka hiszpańskiego) czerpała liczne inspiracje z europejskiej sztuki, tak dziś sytuacja się odmieniła i Hiszpanie czerpią wzory z Ameryki, która odkrywa coraz wnikliwiej swoją własną prekolumbijską przeszłość i amerykańską tożsamość kulturową.

Choć będąc w Hiszpanii, czułem się już niemal jak w Polsce, to jednak “nie do końca jeszcze” wróciłem z Ameryki. W madryckim metrze widać i słychać było kapele grajków indigenas – niskich, charakterystycznych górali Andyjskich – próbujących zarobić tu nieco grosza, dodających przy tym także swoisty południowo-amerykański folklor do codziennego życia Hiszpanów, jednak ci ostatni nie zwracali na tamtych zbytnio uwagi.

W Muzeum Archeologii dowiedziałem się o niezwykle długiej i bogatej historii mieszkańców Iberii (jak nazywali dawnych tutejszych Grecy), czy Hispanii (jak nazywali ich Rzymianie), a nawet Andaluzji (jak określili się tutejsi muzułmańscy Maurowie z VIII wieku – Al-Andalus). Południe Hiszpanii, zwłaszcza wybrzeża obfitują w bogate i stare jaskinie z najwcześniejszą sztuką paleolityczną, sięgającą wstecz 30,000 lat. Mieszkańcy tych jaskiń żyli obok występujących tu także Neandertalczyków przez tysiąclecia (i krzyżowali się, dzięki czemu mamy parę procent genomu homo neanderthalensis). Liczne ślady archeologiczne z tego dawnego okresu możemy oglądać w efektownych gablotach, a także na nowoczesnych ekranach i w multimedialnych kolekcjach. Prócz tego, możemy się tu dowiedzieć, że Iberia nosi ślady kolonizacji fenickiej (ludu semickiego), greckiej, a także kwitło tu wielowiekowe osadnictwo celtyckie. Najbardziej znamiennym zabytkiem jest prawdopodobnie Pani z Elche (Alcudia de Elche): bogate w detale doskonale zachowane popiersie datowane na V w. p.n.e., przedstawiające cechy swoiście charakterystyczne dla antycznych kultur Iberii z tego czasu. Pani z Elche była zapewne wysoko urodzą damą, czczoną i deifikowaną pośmiertnie. 

Pani z Elche. Ze zbiorów Muzeum Archeologii w Madrycie.

Madryckie ulice i architektura są bardzo zadbane, i czuć jak bardzo starają się władze miejskie i jego mieszkańcy o status równie prestiżowy i atrakcyjny turystycznie, co hiszpańska Barcelona. Nie brakuje tu luksusowych sklepów i restaruracji, w których zjemy wykwintne wędliny (na hakach wisi wędzone i długodojrzewające jamon iberrico), sery, ekstrawaganckie tapas (z oliwkami, owocami morza i czym się chce). Ja zjadłem niezły chłodnik gazpacho i podłużne pączki ‘churros’, które miałem okazję chrupać także w Limie (na ulicy w stolicy Peru za 2 sole – 2,2pln, w Madrycie, w eleganckiej kawiarni za kilka euro).


Madryt, w drodze do Muzeum Ameryk.

Madryt, w drodze do Museo Del Prado

Ulice śródmiejskiego Madrytu




Parę dni później byłem już w Warszawie, co skłoniło mnie do podsumowań i refleksji.


Na zdjęciu mieszkańcy stolicy jadący metrem do pracy.

Warszawa.

Popularne posty