Efez. Panta rei

Izmir. Siedzę w piwiarni "Bocuk" nieopodal dworca Basmane. Jest godzina 19:00, wiec mam 2 godziny do odjazdu mojego pociągu. W tle: turecka muzyka, gwar rozmów, czasami odzywa się z telewizora spiker komentujący wyścigi konne.

Dziś zwiedzałem starożytne miasto Efez. Założone przez greckich kolonizatorów podczas jońskiej migracji ok. 1200 lat przed Chrystusem. Znajduję się bowiem w historycznej Jonii - kolebce filozofii; nieopodal Milet, Pergamon, Halikarnasus. Miejsce to ma dla mnie  znaczenie szczególne z uwagi na zakorzenienie w europejskiej kulturze i umysłowości, z którą wszak zamierzam się na jakiś czas rozstać. 

Tak wiele tu mógłbym napisać, że nie wiem jak to wszystko ująć. Efez jest piękny, potężny, zdumiewa bogactwem zabytków i wprowadza w poczucie niższości. Z drugiej strony kamienie, po których być może chodził św. Paweł (opisujący Efez w swoich listach, który jest wzmiankowany w Piśmie wielokrotnie), a być może też Heraklit, wystawione są na bezpośrednie działanie warunków zewnetrznych, wrogich, czesto bezmyślnych, choć żywych i ludzkich. Kamienie są macane, przytulane; przed wejściem uprzejma prośba, aby nie zabierać ich ze sobą do domu (o co nietrudno w odniesieniu do mniejszych odłamków), choć na wielu widnieją greckie inskrypcje i kunsztowne zdobienia. 

W miejscu, gdzie stała Świątynia Artemidy - jeden z cudów starożytnego świata (miejscu wpisanym obecnie na listę dziedzictwa kulturowego ludzkości UNESCO) - podchodzi do mnie starszy człowiek, wyciaga rękę, w której trzyma coś, co wygląda na bardzo starą, miedzianą monetę i pyta czy mnie to interesuje (w domyśle: czy ją kupię?). Znalazł ją w ruinach świątyni. Odpowiadam, że nawet gdybym chciał, to jest to zabytek i nie wywiozę jej poza granice kraju. Mówię, że powinien ją oddać do Muzeum Efezu w Selcuku, a on mi na to (z autentycznym oburzeniem), że "muzeum zwariowało, nie chce za nic płacić, a on jeszcze nie zwiariował, aby oddawać zabytki za darmo, które sam znalazł". Odszedlłem skonsternowany, by podziwiać... kozie ekskrementy na pozostałościach posadzki Artemizjum. Gdy przyszedłem, przez długi czas byłem tam tylko ja i stado gęsi obskubujące coś z pomiędzy trawy, później dołączyły kozy. Dopiero po chwili wszystkich zainteresowanych przegonił autokar, z którego wylali się rozgaworzeni turyści. 

Trzeba jednak pamiętać jakie katastrofy nawiedzały Efez i Artemizjum przez te wszystkie tysiąclecia. Trzesienia ziemi (największe w ll i lll w.), wyprawy łupieżcze Gotów (lll w.), pożary i oblężenia, zmiana władz politycznych z greckich na rzymskie (l w.), a z tym i panteonu. W 354 r. p.n.e., świątynia bogini spłonęła doszczętnie za sprawą bezbożnego szaleńca, który miał tego dokonać wyłącznie dla sławy (de facto ją zdobył, bowiem jego nazwisko wzmiankują wszystkie źródła historyczne, z którymi się spotkałem).

Na szczęście większość delikatnych dekoracji i zdobień można oglądać w Muzeum Efezu, które pozostaje nieocenionym źródłem informacji i konserwatorem bogatej, spuścizny miasta. Podobnie jak w przypadku Stambułu, miejsce to było zamieszkiwane przez starsze od greckich kultury (najstarsza znaleziona ceramika i narzędzia datowane nawet na 6000 lat).

"Wszystko płynie", nie sposób wejść do tej samej rzeki dwukrotnie - te heraklitejskie napomnienia zdają się odnosić do Efezu, który ludzkość stara się za wszelką cenę ocalić wbrew siłom natury i czasu (oraz... barbarzyństwa - wycofanego, ale nigdy nie pokonanego). 

Na zdjęciach efeski Teatr Wielki (mogący pomieścić 25,000 widzów), domy tarasowe zamieszkiwane przez rzymską arystokrację Efezu w ll w., fasada wielkiej biblioteki Celsusa - filozofa hellenistycznego, z którym zacięte polemiki w obronie chrześcijaństwa prowadził Orygenes, oraz widok na drogę prowadzącą z portu do Teatru Wielkiego.





Izmir. W drodze do Konyi. 

Popularne posty