Beludżystan - brama zachodniego Pakistanu



Z Iranu do Pakistanu dostać się można (drogą lądową) jedynie poprzez Beludżystan. Droga do wielkich miast żyznej doliny Indusu wiedzie przez jego pustynno-stepowe rejony oraz stolicę - Kwetę (ang. Quetta). Region rozciągnięty pomiędzy oba kraje zamieszkuje dumna nacja Beludżów (licząca w sumie 12 mln, z czego większość zamieszkuje Pakistan). Posiada ona swój odrębny język i długą pre-islamską historię. Jeszcze po stronie irańskiej, w miastach Chabahar (czyt. Czabachar) oraz Zahedan, spotkałem się z barwnymi, bogato zdobiontmi kobiecymi ubiorami Beludżanek (dorosłe kobiety poza domem noszą je ukryte pod czarnym czadorem, dziewczynki w wieku 6-14 lat prezentują się w nich w całej okazałości bawiąc się na ulicy) oraz męskimi 'szalwar kamis' Beludżów złożonych z długiej sięgającej do kolan 'koszuli' oraz niezwykle luźnych spodni związywanych w pasie sznurkiem (szalwar kamis w różnych odmianach noszony jest także w całym Pakistanie, a także w Indiach). Od Beludża Mobina z Chabaharu dowiedziałem się o ważnym zwyczaju 'mayerjeli' (czyt. majerdżeli), który nakazuje gospodarzowi otoczyć swojego gościa wszelką protekcją, nawet gdyby oznaczało to... zabicie sąsiada lub kogoś bliskiego, kto podnosi na niego rękę. 

Dziś cały pakistański Beludżystan objęty jest ścisłą policyjną kontrolą; turyści mogą tu podróżować wyłącznie w eskorcie straży 'Levies', lub policji ze względu na niespokojną sytuację w regionie (nie tylko sąsiedztwo z afgańskim Kandaharem, ale także dążenia niepodległościowe samych Beludżów, podobne do tych w Katalonii odgrywają tu rolę). Tym niemniej rząd Pakistanu robi wszystko, by pozostawić kraj otwarty dla zagranicznych turystów i zapewnić im bezpieczeństwo w jego mniej stabilnych częściach.

Sami Pakistańczycy - Beludżowie, Pundżabi, Pasztuni, Sikhowie - są ogromnie przyjaźni, gościnni i uprzejmi. Czestują czym tylko mogą, zapraszają na obiad, do domu, podwożą, oprowadzają. Na komisariacie policji w Kwecie jedliśmy z funkcjonariuszami wspólny obiad, graliśmy w chińczyka w barakach, otrzymaliśmy nocleg i zapewnienie pomocy w przypadku jakichkolwiek problemów od starszego oficera jednostki. Nie ma wątpliwości, że jest się daleko poza Europą, gdyż sztuka gościnności w tej części świata nie ma żadnych odpowiedników na Starym Kontynencie. Dużą rolę odgrywa islam, który uczy, iż posiadanie gości jest błogosławieństwem.

Kwety, ze względu na ochronę i ograniczenia w poruszaniu, właściwie nie zwiedzałem, choć jest to duża milionowa metropolia - ruchliwa i żywiołowa. 

Głównym językiem Pakistanu jest urdu, jednak mówi się też w paszto, pendżabi, farsi (mówi nim znaczna mniejszość szyickich Hazanów o daleko-wschodnich rysach zamieszkujących Kwetę), a oficjalnym urzędowym językiem jest angielski. Znacznie ułatwia to załatwianie spraw, poruszanie się, komunikację (wiele potocznych słów angielskich weszło nawet na stałe do słownika urdu i hindi). Na porządku dziennym są też znaki, a nawet szyldy w języku angielskim. Jest to spuścizna brytyjskiego kolonializmu na subkontynencie indyjskim (czy wręcz w całej południowej Azji), którego najgorszym rezultatem jest bolesny podział jednej kultury indyjskiej na państwa muzułmańskiego Pakistanu i hinduistyczno-buddyjskich Indii. Oba kraje, dziś mocarstwa atomowe, pozostają we wrogich relacjach z nierozwiązaną kwestią spornego terytorium Kaszmiru, w północno-wschodnim Pakistanie (lub północno-zachodnich Indiach). 


Z Kwety wyjechałem pociągiem do kulturowej stolicy Pakistanu - Lahore, oczywiście po uprzednim uzyskaniu pisemnej zgody z miejscowego urzędu 'Home Office for Tribal Affairs' na dalszą podróż przez Beludżystan. Jest to 27 godzinna odyseja przez 3 regiony Pakistanu w trakcie której się je, śpi, zwiedza lokalne dworce, czyta angielskojezyczny dziennik Dawn, znowu śpi, a także rozmawia i gra w szachy z ciekawymi i niemal zawsze uśmiechniętymu od ucha do ucha współpasażerami (by nie powiedzieć współtowarzyszami niedoli). 


Od pierwszych chwil przekroczenia granicy irańsko-pakistańskiej uderza swoisty folklor indyjski: kolorowe ozdoby pojazdów - zwłaszcza ciężarówek, które wyglądają jak część taboru wesołego miasteczka - energetyczna, pozytywnie nastrajająca muzyka i zapach curry. 


Na zdjęciu droga z Taftan do Dalbandin i Kwety. 


Lahore, Pakistan.


Ps. Zapraszam także do śledzenia mojego profilu na Instagram, gdzie okazjonalnie i spontanicznie będę zamieszczał wizualne migawki z podróży. Link: https://www.instagram.com/interferencyjny/


Popularne posty