Iran - Bazagran, Maku, Tabriz

Iran. Z dnia na dzień stałem się analfabetą. Cała bogata mapa znaczeń i odniesień, którą dotychczas miałem przed oczami prysła jak bańka mydlana,  a następnie zamieniła się w tajemnicze ciągi maleńkich kreseczek i kropeczek. 
Irańczycy, których pytam o drogę lub proszę o pomoc jawią mi się jako bardzo inteligentni, a ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że im muszę jawić się niczym małe nieporadne dziecko. 
Często są gotowi niemal wziąć za rękę i zaprowadzić, gdzie trzeba, załatwiając własnoręcznie, co trzeba. 

Samodzielna podróż do Iranu stanowi niemałe wyzwanie (zwłaszcza dla kogoś przywiązanego do samodzielności). Nie tylko brak znaczącego mniej lub więcej alfabetu łacińskiego stanowi poważny problem w poruszaniu się i komunikacji, ale także brak znanego zeuropeizowanego arabskiego systemu liczbowego i gregoriańskiego kalendarza (tu zwanego 'szamsi'). 

Choć w Iranie używa się tego samego dziesiętnego systemu (rozpropagowanego przez Arabów), numerały irańskie różnią się od europejskich (może poza liczbą '1' i '0'). Każdą cenę i liczbę muszę na początek 'odcyfrować'. 

Tymczasem w Iranie mamy rok 1396 (lat po urodzeniu Mahometa), 11 dzień miesiąca Aban. Jest czwartek, co oznacza, że jutro kończy się tydzień, bo piątek jest dniem odpoczynku i modlitwy, a tydzień rozpoczyna się od soboty. Nowy rok zaczyna się 21 marca...

Walutą Iranu są riale (IRR), ale nawet jeśli uda się rozszyfrować znaki lub poprosić, aby ktoś wpisał cenę w postaci europejskiej (np. w kalkulatorze), i tak ceny podaje się w tomanach, które są wartością riali podzieloną przez 10. Jeśli więc ktoś prosi o 10,000 tomanów, oznacza to koszt 100,000 riali, co oznacza dla mnie ok. 11 pln (1 PLN = 9000 IRR). Bułka z masłem. 

Wszystkie te rzeczy sprawiają, że proste sprawy jak zakup chleba i masła (subsydiowanych swoją drogą przez rząd podobnie jak i inne produkty pierwszej potrzeby) stają się poważnymi problemami. Tzn. jeśli sprzedawca czy kierowca nie mówi po angielsku. A najczęściej nie mówi...

Pierwsze dni - po nieporadnej podróży z Bazagran do Maku (aż 2 taksówki), a następnie do Tabrizu (autobus, za który przepłaciłem, nieznając cen i opcji) - spędziłem w niedużym miasteczku Sardrut u przecudownej rodziny Milada (jeszcze jedna taksówka). Mogłem tu doświadczyć słynnej irańskiej gościnności, a także zapoznać się z wieloma obyczajami tradycyjnego irańskiego życia muzułmańskiej rodziny, oraz zapoznać się z lokalną kuchnią.
Jedliśmy więc na ziemi siedząc po turecku, a za stół służyła rozłożona cerata. Na obiad jedliśmy zupę 'ash' , będąca narodowym specjałem sporządzonym z warzyw i soku ze sfermentowanych niedojrzałych winogron (oryginalna i b. smaczna), oraz köftę, będącym delikatnym 'pulpetem' w przyprawach o konsystencji mielonej ciecierzycy. Na kolację biały ser z lokalnym chlebem w kształcie placka z winogronami, oraz pyszny dżem z marchewki domowej roboty. Wśród sztućców -  brak noży. Porcje i dania są do tego dostosowane -  jeśli trzeba, można użyć łyżki). Po obiedzie, w przerwie - owoce i herbata (koniecznie z cukrem). Pomarańcze, jabłka, (zdaje się,  że) szaron. Rozmowy toczyły się wokół obyczajów, świąt, obchodów (np. Wesele,  pogrzeb), religii (Jezus nazywany jest tu Isa, i jest jednym z proroków w Koranie, ale poza tym nie odgrywa większej roli), a także o nie tak dawnej 8-letniej defensywnej wojnie Iranu z Irakiem, w której brał udział gospodarz domu (która stanowi o współczesnej tożsamości Irańczyków, myślących o swym Państwie w kategoriach prymatu bezpieczeństwa przed zewnętrznymi siłami). Gościnność stanowi o pobożności domowników, gdyż Koran mówi, że gdy gość jest w domu, Bóg jest w domu. 

W Tabriz można zobaczyć wspaniałe muzeum Azerbejdżanu (ta część Iranu nazywa się wschodnim Azerbejdżanem zamieszkiwanym głównie przez irańczyków pochodzenia azerskiego), 'wielki bazar', przyjemny park miejski, ale największe wrażenie robią samochody na ulicach tej prawie dwu-milionowej, ruchliwej metropolii. To niezwykłe, ale na 2 pasach ruchu często można zobaczyć nawet 4 samochody jadące obok siebie, a także cofające przy pełnej prędkości samochody na drodze szybkiego ruchu; czy motory i skutery jeżdżące chodnikami. Jedynymi regułami zdają się instynkt i zasada unikania zderzeń - reszta jest dozwolona w tym czymś, co może się wydawać dzikią walką o kawałek przestrzeni jezdni (lub swawolną zabawą). Koszt litra benzyny? W przeliczeniu - nieco ponad złotówkę. 

Dzięki znajomościom moich gospodarzy miałem także okazję obejrzeć zakład produkcyjny ręcznie szytych dywanów naściennych w Sardrut.
Na zdjęciu ręcznie szyte perskie dywany w muzeum miasta Tabriz. 

Teheran. 

Popularne posty