Teheran - siedziba szachów i serce nowoczesnego Iranu



Z przedmieść Tabrizu przeniosłem się do samego centrum Teheranu. Zmianę tę odebrałem jak podróż do innego kraju. Teheran to ponad 8-milionowa metropolia wciągająca i przetwarzająca wszystko co się znajdzie w jej zasięgu. W Sardroud - gdzie mieszkałem - życie płynęło relatywnie spokojnie według utartych ścieżek. 


W mieszkaniu u moich wielkomiejskich gospodarzy jedliśmy przy stole, na krzesłach; łazienka i ubikacja - urządzone były w stylu europejskim (mówiąc wprost: sedes jest), na ścianach w salonie - Salvadore Dali, Michał Anioł, jakiś obraz w stylu impresjonistycznym wyglądający na Renoir'a. W kuchni zmywarka do naczyń, kuchenka mikrofalowa, kosz - w szafce pod zlewozmywakiem. Poza paroma szczegółami, które łatwo przeoczyć, nic nie wskazuje na to, że jest się na południu Azji, w kraju nad Zatoką Perską. Tylko nieduży instrument szarpany z podwójną komorą rezonansową, bogato zdobiona książka z perskim pismem kaligraficznym (wyglądająca raczej na poezję Khayama, niż Koran), oraz jeszcze jeden interesujący szczegół* zdradzają orientalne pochodzenie wewnątrz tego arcy-europejskiego, nowoczesnego mieszkania. Moi gospodarze - Majid i Pejman (czyt. Madżid i Pedżman) - zajmują się reklamą i marketingiem w dużych korporacjach oraz noszą modne, markowe marynarki, które nieco wprawiają mnie w kompleksy (piorącego dzielnie co wieczór swoje przetarte na piętach skarpety). 


Teheran jest miastem nowoczesnym, bardzo ruchliwym, otwartym i multikulturowym. Oferuje niezwykle bogaty wachlarz atrakcji dla każdego, kto przełamie swoje uprzedzenia, aby go odwiedzić. Są tu nowoczesne i atrakcyjne kawiarnie, liczne galerie sztuki współczesnej, multimedialne muzea. 7 linii metra (w Tabrizie jest przynajmniej jedna), liczne wewnątrz-miejskie drogi szybkiego ruchu dla specjalnych autobusów BRT ('Bus Rapid Transport') starają się ulżyć niemożliwie zatłoczonym drogom stolicy Iranu. Godziny szczytu zaczynają się tu od 7 i trwają do 10, a następnie już od 15 i trwają aż do 19. 


Zwiedzałem tu 'pałac Golestan', będący kompleksem wielu dawnych pałaców władców Persji z epoki Qajar (ostatnia dynastia przed Pahlavi, XIX w.), nieco przestarzałe Narodowe Muzeum Iranu, przechowujące imponujące zabytki starożytnej historii kraju, gdzie można podziwiać misterne, ale monumentalne rzeźby i reliefy z Persepolis i Susy, oraz nowoczesne Muzeum Świętej Obrony, które poświęcone jest ośmioletniej wojnie Iranu z Irakiem z 1980 roku.  To ostatnie jest jakby odpowiednikem Muzeum Powstania Warszawskiego i Muz. Wojska Polskiego, ale o wiele większe i bardziej... dramatyczne. Liczne historie i wystawione rzeczy osobiste poległych (zdjęcia z rodziną, portfel, zegarek itd.), ale także specjalne pomieszczenia symulujące nalot bombowy z perspektywy tętniącej życiem ulicy przytłaczają w nie mniejszym stopniu niż Powstanie Warszawskie. Całość okraszona jednak triumfalizmem i heroizmem (w trakcie ofensywy Iraku najeźdźcę wspierało 25 państw, w tym Niemcy, Francja, Rosja, USA, Arabia Saudyjska, Kuwejt, na pomoc - spośród kilku państsw - najechanym ruszyła natomiast Korea Północna). 

Z zewnątrz zerkałem także na siedzibę i pałace współczesnych prezydentów Iranu - kompleks Adabad, położony w górnej części miasta u podnóża gór Alborz, z widokiem na rozległą panoramę centralnego i dolnego Teheranu. Do wnętrza natomiast wejść nie mogłem, gdyż tego dnia odbywały się rozmowy Najwyższego Przywódcy ajatollaha Chameneiego, prezydenta Azerbejdżanu oraz... Władimira Putina. 


Po szoku doznanym po przekroczeniu granicy rozpocząłem szybkie przyswajanie podstawowych zwrotów w farsi ('salam' - dzień dobry, 'khodafez' - do widzenia, 'babakszid' - przepraszam), oraz cyfr, co jest niezbędne do czytania cen i adresów (m. in. 'V' oznacza 7, a ten sam odwrócony do góry nogami znak - 8). Irańczycy bardzo doceniają wszelkie próby mówienia (bekania) w ich języku i nietrudno ich tym ująć, co staram się często czynić. 


Teherańczycy w dużej mierze dobrze mówią po angielsku (poznałem też mówiących piękną i płynną angielszczyzną), a rozmowy z nimi są bardzo pouczające. Opowiadam Majidowi o postępującej globalizacji, a on mi odpowiada, że globalizacja nie postępuje, a nawet się cofa. Jako argument podaje przykład Brexitu, po czym robi znaczącą pauzę. Pejman, paląc fajkę, opowiada mi o psychologii i konieczności walki z własnym lękiem. Obaj są przekonani, że współczesny kapitalizm i materializm należy juz do przeszłości i, choć nie są religijni, szukają drogi uduchowienia i wżycia się w 'teraz'. Słuchamy przy tym tradycyjnej perskiej muzyki i zajadamy owoce (królują granaty), krojąc je specjalnymi nożykami - każdy na swoim spodeczku. 


Komunikacja publiczna w Iranie zasługuje na osobny wątek, choć w Teheranie można poruszać się dość łatwo i bardzo tanio korzystając z kart magnetycznych (równ. 9 pln starczyła na 4 dni jazdy metrem i autobusami). 


Irańczycy są niezwykle ciekawi turystów z zagranicy oraz pomocni. Często jestem pytany skąd pochodzę, co sądzę o Iranie czy nie potrzebuję pomocy, a niekiedy po krótkiej rozmowie z całą 6-os. rodziną ( poznaną dopiero co na ulicy), zapraszany jestem do ich domu. Ponadto Teherańczycy wydają mi się rozmowni, obyci, a także uprzejmi i dysponujący wytwornymi manierami. 


Na razie to tyle, a przecież przede mną wciąż największe skarby kultury Iranu - Suza, Sziraz i Persepolis, Isfahan, Yazd... 


Na zdjęciu widok ze wzgórza Tochal na północny, ginący we smogu, Teheran. 


W drodze z Ahvas do Szirazu. 



---

*W każdym z trzech mieszkań, w ktorych miałem przyjemność gościć, gospodarze trzymają osobne klapki w łazience i zakładają je tylko tam. Dotyczy to także balkonów i wszystkich pomieszczeń, które mogą być nieczyste, a ma to związek z utrzymywaniem elementarnych zasad higieny, bez względu na stan posiadania. Także zdejmowanie butów przed wejsciem do mieszkania jest czymś więcej, niż dobrym obyczajem. Potencjalnie chorobotwórcze drobnoustroje nie są w ten sposób przenoszone na podeszwach po całym domu i na zewnątrz, a zmieniając obuwie między różnymi (pod względem bakteryjnym) strefami, ogranicza się tym samym ich zasięg i możliwości. Zaryzykowałbym tu stwierdzenie, iż ma to także związek z rytualnym myciem nóg przed wejsciem do meczetu (są do tego specjalne miejsca przed wejściem) i z samym islamem. Idąc tym tropem można zauważyć jak myślenie o 'cywilizowaniu' sprzęga się z higieną, oraz w jaki sposób religia może być motorem tego procesu wprzęgając pewne pozornie bezcelowe rytuały, które mogą mieć na celu utrzymać czystość i zdrowie bogobojnej, a może nieświadomej osoby. Podobnie można myśleć o jedzeniu pobożnego muzułmanina (a także żyda), tj. o żywności 'halal' (czy 'koszer'). Świnie, uważane w islamie (czy judaizmie) za zwierzęta 'nieczyste' w sensie symbolicznym, są także uważane za nieczyste w sensie materialnym, ze względu na ich nie-higeniczny tryb życia, oraz niewybredną wszystkożerność. Na marginesie można dodać, że obecnie wiadomo także, iż europejskie świnie były dużo bardziej niszczycielską siłą w Nowym Świecie, niż Cortez i Pizzarro, kawaleria i proch - a to za sprawą chorobotwórczych bakterii i wirusów, które ze sobą przewlekły. Na koniec tego niepozornego wywodu można jeszcze zastanowić się jak właściwie wyglądał obraz bliskowschodnich miast pod względem higieny i medycyny (o której wiemy, że nie miały wówczas sobie równych), podczas gdy w średniowiecznej Europie szalały Dżuma i Syfilis. 


Popularne posty