Waranasi, Ganges i hinduizm



Ostatnim moim przystankiem w Indiach było miasto Waranasi (dawniej Benares) – symbol Indii w świadomości wielu przybywających do kraju turystów. 

Waranasi to nieco ponad milionowe miasto, położone na północy kraju, ok. 200 km od granicy z Nepalem. Wg danych archeologicznych miasto zamieszkiwane jest przynajmniej od roku 1,800 p.n.e., choć w wyniku najazdu wojsk mongolskich, inwazji Mogołów oraz klęsk naturalnych większość zabudowy ma nie więcej niż 200 lat. 

Być może najłatwiej określić czym jest Waranasi dla wierzących hindusów, przyrównując je do Jerozolimy w oczach i sercach wierzących żydów i chrześcijan. Waranasi to bowiem najświętsze miejsce wyznawców hinduizmu – tu bowiem przepływa święty Ganges, gdzie, wg legendy, narodził się bóg Sziwa (lub "Siwa", lub nawet "Śiwa"), a także gdzie Budda miał wygłosić pierwsze kazanie (o wprawieniu w ruch "koła Dharmy", czym zapoczątkował buddyzm). To wszystko sprawiło, że w średniowieczu znajdował się tu ważny ośrodek intelektualny i teologiczny, co dalej przyczyniło się do świętości Waranasi. Do dziś znajduje się tu wiele szkół jogi, medytacji, księgarni o tematyce naukowej, filozoficznej, religijnej itp.

Większość życia mieszkańców, a raczej specjalnie przybyłych tu hindusów, koncentruje się wokół Gangesu. Nad tą dość dużą rzeką, na oko o wielkości Wisły, wznoszą się liczne świątynie, hospicja, krematoria i "ghaty". Te ostatnie są to specjalne miejsca używane do rytualnych ablucji w postaci schodów opadających wprost do rzeki (i ułatwiające w niej kąpiel). Nad samą rzeką znajdziemy także restauracje, hotele, przeznaczone do różnych pokazów i obchodów place.

Typowy obraz nabrzeża Gangesu w Waranasi przedstawia szkutników pracujących przy szkielecie łodzi, pochód uroczyście ubranych weselników schodzących ku "ghatom" wraz z przewodzącymi muzykantami (najczęściej bębniarzem i flecistą), rozbierających się i zażywających kąpieli mężczyzn i kobiety w różnym wieku, promenującą wśród straganów z pamiątkami miejscową młodzież i zagranicznych turystów, oraz... płonące stosy drewna pochłaniające resztki ciał zmarłych. Gdzie niegdzie wyleguje się wychudły pies i stoi wszędobylska (najczęściej biaława) krowa. Po Gangesie wśród resztek lampionów, kwiatów lub bardziej pospolitych odpadów pływają łodzie motorowe, wiosłowe, przystrojone i kolorowe wycieczkowce.

Spacerując wraz z innymi – nierzadko zdezorientowanymi – turystami można spotkać licznych nagabywaczy na rejs, na zakup suwenirów, popularnego i jakby tolerowanego w Waranasi haszyszu; pomarańczowo ubranych hindusów z pomalowanymi na biało twarzami – chętnie pozującymi do zdjęć za parę rupii, lub wiernych pochłoniętych w medytacjach. 

W tradycji hindusów (wiernych różnych odłamów hinduizmu) złożenie prochów zmarłych w Gangesie jest czymś najbardziej pożądanym i czcigodnym. Wszystkich religijnych hindusów łączy bowiem wiara w reinkarnację – nieustanne odradzanie się w kolejnych cyklach narodzin i śmierci – i w zbawienie, rozumiane jako wyzwolenie się z tego cyklu i z ziemskiego, iluzorycznego życia, ku życiu duchowemu – w świętości i "czystości" brahman (tzn. świętej i boskiej rzeczywistości niematerialnej, z której pochodzi Brahma, Wisznu, Sziwa i wszyscy inni bogowie, i która spowija wszystkich ludzi i cały wszechświat). Wierzą oni, że świat widzialny i ciało jest czymś zmiennym, chwilowym i nieistotnym dla brahman, a wręcz szkodliwym dla pomyślnej reinkarnacji (wcielenia się w "byt wyższy") i zbawienia.  To dlatego "pogrzeb" ma charakter kremacji zwłok, a złożenie spopielonych resztek w Gangesie ma przynieść duszy zmarłego zbawienie. Z tego też powodu do Waranasi z całego subkontynentu ściągają setki i tysiące takich żałobników każdego dnia. Pomimo smutku po zmarłym rodzina i bliscy starają utrzymać się ceremonię w radosnym duchu i powstrzymać się od płaczu i żalu, by nie zaburzać "karmy" (swoistego "rachunku życia") zmarłego podczas wędrówki jego duszy. To od tej ostatniej bowiem zależy dobre odrodzenie i upragnione zbawienie.

W 'ghacie' Manikarnika – największym  odkrytym i otwartym dla każdego krematorium w Waranasi –  dowiedzieć się można... "technicznych szczegółów" procesu kremacji. Potrafią one poruszyć i zmusić do refleksji chyba każdego zachodniego turystę niezależnie od jego wyznania. W samej Manikarnika Ghat płonie od 100 do 300 ciał dziennie. Przeciętnie proces ten trwa 3 godziny. Dla najlepszego efektu używa się do tego specjalnego drewna olejnego ("oily wood"), które pochłania przykre zapachy. Potrzeba minimum 60 kg. drewna, aby spalić ciało doszczętnie, a czasami aż 150 kg. dla "dużych nieboszczyków". Ponieważ za każdy kilogram drewna trzeba zapłacić, biedniejsze rodziny liczą na pomoc w zbiórce od innych wiernych. Niekiedy, gdy rodziny nie stać na zakup dostatecznej ilości drewna, ani nie udaje się pokryć kosztów ze zbiórek, niedopalone szczątki, trafiają w takiej postaci do świętej rzeki... W krematorium pracują wolontariusze nazywając swoją pracę "karma", tzn. licząc na zadośćuczynienie swym winom i zbawienie w hinduistycznym rozumieniu (trudno jednak powiedzieć czy pieniądze, które zbierają trafiają faktycznie na zbiórkę drewna dla biednych, czy też żerują na naiwności turystów, wyłudzając od nich pieniądze skuteczniej, niż gdyby zarabiali za samo oprowadzanie). 

Sam Ganges (hin. Ganga) był w przeszłości często deizowany, czego efektem jest być może zmitologizowany bóg Ganesza - bóstwo pomyślności o głowie słonia i korpulentnym ciele ludzkim, który etymologicznie pochodzi właśnie od nazwy świętej rzeki. 

Najważniejszą świątynią Waranasi, którą wzmiankują stare hinduskie święte teksty jest "Kaszi Wisznawat" (ang. Kashi Vishnawath), poświęcona bogu Sziwie (jak całe miasto Waranasi), bogu zniszczenia, rozumianego tu jako Pana Wszechświata. Jest to "wciśnięty" w wąskie uliczki starego miasta nieduży, wręcz ginący w tłoku innej zabudowy, kompleks kaplic o pozłacanych dachach w kształcie kopuł i stożków. Centralna kaplica posiada "studnię" o średnicy ok. 60 cm., wewnątrz której znajduje się najważniejsza relikwia świątyni, której dotknięcie ma zmyć grzechy wiernego. Ma ona postać często spotykanego w Indiach "lingamu", symbolizującego siłę stwórczą i prokreację (rzeźbiony pionowy walec o fallicznym wyglądzie osadzony na prostokątnym lub okrągłym zagłębieniu, którego jedna ściana posiada specjalne ujście o wyglądzie "waginalnym"). 

"Wisznawat" jest jednym z najważniejszych miejsc kultu hindusów, którzy pielgrzymują do świątyni w liczbie nawet 3,000 dziennie. Długie rzędy bosych, trzymających kwiaty i koszyki ofiarne wiernych ciągną się nawet kilkadziesiąt metrów uliczkami starego miasta Waranasi. Nieduże rozmiary świątyni, stopień kultu i wielkie emocje sprawiają, że dostać się do środka jest trudno, a wejścia i porządku musi pilnować uzbrojona policja, która czasami musi ciągnąć siłą rzucających się ludzi, którzy zbyt długo modlą się przy centralnej kaplicy. Podczas ważnych świąt oczekujący spędzają nawet 48 godzin przed wejściem do "Kaszi Wisznawat".

W centralnej kaplicy pomieścić się może z 10 osób, z czego w wejściu zmieści się jedna. Sprawia to, że przy samym wejściu często puszczają nerwy i już wszyscy tylko cisną się siłą do środka. Lingam w tej części obmywany jest przez brahmina (lub "księdza") mlekiem i wodą z Gangesu, która zbiera się we wgłębieniu i przez ujście ścieka do studni. Wierni rzucają do niej kwiaty i zawartość koszy, która tworzy jakby "zupę", którą od czasu do czasu miesza czymś w rodzaju "chochli" brahmin
Przed wejściem do świątyni, prócz zdjęcia butów należy zostawić także plecaki, torby i inne rzeczy osobiste, włączając w to telefon, zegarek i aparat fotograficzny. Są do tego przygotowane nieco prowizorycznie zaaranżowane szatnie we wnękach ulic i zarabiający na tym niezłe sumki sprzedawcy. Wewnątrz kompleksu obowiązuje surowy zakaz fotografowania. 

W szybkim wirze ciasnych przejść i potoku ludzi, po oddaniu zawartości kosza ofiarnego bogu Sziwie, staje się wreszcie na niedużym, spokojniejszym (relatywnie) placyku, przed zdobioną złotem kopułą świątyni. Ok. 80 kg złota przykrywa centralną kaplicę, a także... kilka dodatkowych kilogramów skaczących małp z rodziny Rezusa. 

Z nocnego letargu, wśród brzasku wschodzącego dnia nad samym brzegiem Gangesu w Waranasi wybudza co dzień urzekający i hipnotyzujący koncert tradycyjnej hinduskiej muzyki odbywający się na Assi Ghat. Bęben i flet przeplatają się w delikatnej i lekkiej "muzycznej opowieści", tworząc niesamowity pejzaż dźwiękowy dla wyruszających o świcie licznych łodzi turystów. Ci wstają jeszcze w nocy, aby wśród porannej mgły zobaczyć pierwsze świtające zarysy pielgrzymów i ognisk na brzegu Gangesu. 

Niemal wszystko, co się dzieje w Waranasi (a na brzegach Gangesu są także organizowane pokazy ognia, śpiewu itp.) ma w sobie magiczny, oniryczny charakter i jest wręcz "nie do wiary". Niestety jako naczelny punkt wycieczek i turystyki zagranicznej jest to także miejsce dość agresywnego nagabywania, lub podstępnego wyłudzenia pieniędzy lokalnych "cwaniaczków", od czego nie są wolne nawet świątynie. Tym niemniej nie powinno to nikogo powstrzymywać od podróży do Waranasi, a jedynie nakłonić by uzbroić się w wiedzę i cierpliwość.


Na zdjęciu widok z Gangesu na Manikarnika Ghat. Więcej na Instagram. 


Vung Tau, Wietnam. 

Popularne posty