Górzysty Honduras i kresy Majów w Copan



Końcowi mojej "mikro-podróży" przez Gwatemalę i dojazdowi do owianego złą sławą Hondurasu towarzyszyły osobliwe fenomeny. Jadąc pustymi drogami prowadzącymi wśród pomarańczowo-zielonych wzgórz do przejścia granicznego w "El Florido", siedziałem samotnie w finałowym mikrobusiku obserwując przez okno jak padła przy drodze krowa (lub wół?) znika rozszarpywana w gardzielach pożerających ją łapczywie sępów. Choć ja do pewnego stopnia byłem przygotowany oglądać podobne (naturalne) obrazy, kierowca odwracał głowę z odrazą jakby klnąc w duchu, że przyszło mu realizować ten zapomniany przez ludzi i Boga kurs. 

Stolica Hondurasu "Tegucigalpa" (wym. Te-gu-si-gal-pa) oraz
główne centrum komercyjne kraju "San Pedro Sula" od pewnego czasu zajmują czołowe miejsca na listach najbardziej dotkniętych przemocą miast na świecie (mierzonych stosunkiem liczby zabójstw w roku na każde 100,000 mieszkańców), obok wenezuelskiego Karakas, południowo-afrykańskiego Johannesburga, czy meksykańskiego Miasta Juárez. Zbiega się to dość proporcjonalnie z natężeniem przemytu kokainy i marihuany z Kolumbii, Peru i Boliwii do USA. Honduras jest przy tym, obok Nikaragui i El Salwadoru, najbiedniejszym krajem regionu, co sprawia dodatkowo, że milionowe zyski z przemytu tych narkotyków oddziałują tu z większą mocą i ku większej desperacji pozbawionych perspektyw młodych, niż w bardziej zamożnych i rozwiniętych ekonomicznie krajach. Z tego powodu wielu turystów woli Honduras unikać, co najwyżej chyżo przezeń przemykać. 

Tym czasem fama szybko przerasta rzeczywistość i po pewnym czasie zamienia się w legendę, która żyje już dalej własnym życiem. Wysoki wskaźnik przestępczości niewątpliwie domaga się większej ostrożności, jednak w ponad-milionowych metropoliach zagrożenia pozostają na peryferiach codziennego życia i nie przekładają się praktycznie na większe ryzyko dla poszczególnych przyjezdnych - zwłaszcza, jeśli Ci zachowują rozsądek i sami nie szukają guza (same wskaźniki nie są zresztą znacząco większe od innych dużych miast Ameryki Środkowej, czy nawet niektórych miast USA). Tą zasadę wydają się potwierdzać Ci turyści i podróżnicy, którzy do Hondurasu docierają, podróżują i zwiedzają, w odróżnieniu od tych, którzy z oddali i zaocznie przyjmują i powtarzają zastane opinie. Wśród tych pierwszych nie spotkałem nikogo komuby spadł włos z głowy, co mogę powiedzieć i o sobie. 

Pierwszą moją stacją w Hondurasie był oddalony ok. 20 km od granicy z Gwatemalą "Copan" (wym. kopan), małe i urocze miasteczko pełne uprzejmych i pomocnych mieszkańców, zlokalizowane pod strefą archeologiczną o tej samej nazwie (choć lokalni odróżniają je dodając słowo "ruinas"). Honduras jest bowiem ostatnim krajem na południe od Meksyku, który znajdował się w strefie zamieszkiwanej przez Majów i jednocześnie kresami starożytnych budowniczych piramid czczących "Kukulkana". 

Choć pierwsze ślady zamieszkiwania w tym rejonie sięgają 1,500 lat przed Chrystusem, Copan był miastem epoki klasycznej. Rozwój i budowa większości znanych monumentow mieści się w przedziale czasowym 300 - 600 lat naszej ery. Założyciel najważniejszej, twórczej dynastii "K'inich yax k'uk mo'" wszedł na tron w roku 426 i miał przybyć tu z północy - z tętniącego życiem (i śmiercią) Jukatanu. 

Dzisiejszy Copan (lub "Copan Ruinas") to dobrze zachowany monument i, napawający honduraskich gospodarzy dumą, łącznik z pre-kolumbijskimi wielkimi pra-dziadami. Strefa archeologiczna składa się z "boiska" do kultowej 'pelota', które położone było tak, aby widowisko mógł podziwiać władca miasta z wysokiego poziomu jednej z piramid. Interesującą innowacją lokalnej 'peloty' są odpowiedniki "bramek", które tu wyjątkowo nie przedstawiają centralnie ulokowanych kamiennych okręgów (w liczbie dwóch), ale kamienne rzeźby głów ptaków 'quetzali' (w liczbie sześciu), czczonych przez Majów. Położona na wzniesieniu i otoczona piramidami strefa pałacowo-swiątynna, mieszkalna oraz obszerny plac w dole z licznymi rzeźbionymi stelami nie są może wielkim obszarem do zwiedzania (znacznie mniejszym od Tikal, wielkości może Chichen Itza), ale cała strefa jest dobrze utrzymana i zadbana, a ponadto w jej sercu został założony rezerwat dla barwnych i rozgadanych papug z gatunku Ary Żółtoskrzysłej (ang. 'scarlet macaws'), które dość licznie zamieszkują ruiny i
, jak na duże inteligentne papugi przystało, baraszkują i zabawiają się na gałęziach drzew ku wielkiej uciesze zwiedzajacych. 

Wyjątkowym elementem Copan są długie 30-metrowe, dekorowane schody, które wzdłuż boków posiadają najdłuższy znaleziony tekst glificzny (opowiadający o genealogii rządzącej dynastii 'K'inicha') oraz tajemniczą, bogato zdobioną 16-metrową świątynię pokrytą w całości czerwonym stiukiem, zabudowaną i ukrytą we wnętrzu innej większej piramidy w części świątynnej. Choć oryginał odkopany i zachowany jest w wąskim i niedostępnym dla gości wnętrzu piramidy, to w położonym przy wejściu do parku bogatym muzeum przechowującym najdelikatniejsze rzeźby i artefakty, możemy obejrzeć misternie wykonaną kopię w proporcji 1:1.

Wszystko to, przemnożone przez bezcenny czynnik "zaciszności" (jako, że dociera tu niewielu turystów) sprawia, że zwiedzanie Copan ma w sobie coś wyjątkowego i osobistego. 
Lokalne muzea, gdzie m. in. możemy obejrzeć interesującą komputerową projekcję Copan z czasów świetności dodają jeszcze do i tak bogatej oferty tego miejsca. 

Aż po Honduras odnajdywane są także dzieła olmeckiego pochodzenia, co pokazuje zasięg wpływu "matczynej kultury Mezoameryki", która zamieszkiwała dzisiejszy środkowy Meksyk, jednak dalej na południe nie znajduje się w Ameryce Środkowej już właściwie żadnych wielkich ośrodków urbanistycznych i rozwiniętej (w tej skali co Majowie) pre-kolumbijskiej kultury. 

Tym czasem dzisiejszy zielony park Copan jest pewnym pozorem, bowiem drzewa, po których spacerują papugi (a czasami zwisają głowami w dół szczerbiocząc coś jakby złośliwie) są względną nowością. Majowie Copan, podobnie jak i Majowie Tikal i innych rozwiniętych miast, drzewa wokół otaczających ich domy dolinach wycięli do pnia. 
Robi to wrażenie, gdy dziś widzi się na powrót ten dziki i gęsty las, który spowija ruiny, wrasta się w kamienie, a także pochłania okoliczne zwalone budynki, które w postaci niepozornych, zielonych i zarośniętych kopców znaczą okolice parku. Człowiek tu przepadł, las pozostał. Należało by tu zatem mówić nie o katastrofie ekologicznej, która zakończyła panowanie starożytnych, ale kulturowej. Przyroda działa na długą skalę i widać po tym przykładzie, że na końcu to ona ma ostatnie słowo. 


Stolica Tegucigalpa raczej nie należy do turystycznych destynacji Hondurasu, choć i tu można odkryć interesujące miejsca, niezwykłe panoramy, a zwłaszcza dowiedzieć się więcej o historii kraju w eleganckim 'Muzeum Tożsamości Narodowej', co można tłumaczyć na swojskie "Muzeum Narodowe". 

W znakomitej części górzysty obszar kraju tłumaczy historia geologiczna i zejście się płyt tektonicznych, na których znajdowały się oddzielone początkowo kontynenty obu Ameryk. Zaledwie 16 milionów lat temu, a więc na długo po "wymarciu dinozaurów" Ameryka Północna i Południowa oddzielone były morzem, po czym w ciągu dwóch kolejnych milionów lat trzy płyty kontynentalne zeszły się i stworzyły to, co dziś znamy z map i globusów, tzn. połączone wąskim Przesmykiem Panamskim kontynenty obu Ameryk. Znowuż i ta część historii jest jakby bliższa i lepiej znana wykształconym mieszkańcom Ameryki Środkowej, bowiem i o 'wymarciu dinozaurów' nie może być mowy w świetle nowszych badań, a to stąd, że wszystkie gatunki ptaków wywodzi się współcześnie (w długiej linii genealogicznej) od latających dinozaurów takich jak 'pterodaktyl'. A więc dzisiejsze ptaki, kury na przykład, to dalecy krewniacy wymarłch praszczurów. To dlatego w muzeach Ameryki czytamy najczęściej o "wymarciu 'nielatających' dinozaurów". Złączenie kontynentów wymieszało lokalne i całkowicie odmienne fauny, które migrowały z północy na południe (koniowate, zanim całkowicie wymarły w obu Amerykach, i niedźwiedzie) oraz na odwrót (leniwce, jeżozwierze). Wśród najbardziej imponujących imigrantów z południa znajdują się zwierza o technicznych nazwach 'Titanis' - nielot podobny do strusia sięgający do 4 metrów wysokości - i 'Eremotherium' - wielki leniwiec mierzący nawet do 6 metrów wysokości, którego około metrowej długości i szeroką na 35 cm. kość lędźwiową możemy podziwiać w Muzeum. 

Historia wyzwolenia Hondurasu spod panowania kolonialnych mocarstw w XIX w. posiada tą samą charakterystykę, jak i u innych państw regionu, jednak w niepodległym Hondurasie szybko zapanowały rządy oligarchów kontrolujących sprzedaż bananów, które stanowiły główną gałąź przemysłu. Z tego powodu Honduras długo nazywany był "Bananową Republiką", podczas gdy polityka zdominowana była wpływami z obrotów tym "zielonym złotem". 

Współczesny Honduras jest krajem stopniowo demokratyzującym się i liberalizujacym, choć proces jest trudny i powolny z uwagi na powszechną korupcję, związaną z pozostawaniem w potężnym uścisku licznych mafii 'transportistas' - przemytniczych grup przestępczych mających swe źródło w amerykańskim i europejskim popycie na kokainę i marihuanę. Gdy wielomilionowa wartość rynku przemytu narkotyków stanowi niemal równowartość całego wątłego budżetu państwa, trzeba spodziewać się, że walka z korupcją i przemocą - tzn. głównymi narzędziami, którymi mafie zabezpieczają swoje interesy - będzie walką nierówną, i bez systemowych międzynarodowych rozwiązań, walką mogącą nie doczekać się pełnego i ostatecznego rozwiązania. 


Na zdj. widok panoramy miasta Tegucigalpa z parku La Leona. 


Bogota, Kolumbia. 

Popularne posty