Miasto Cali i megality z San Agustin

San Agustin


Podróż w interiorze kolumbijskim należy do doświadczeń zapierających dech w piersiach, zarówno w związku z naturalnym krajobrazem, jak i trudnościami jakie czekają na turystów podczas poruszania się tu komunikacją lądową.

Czterysto-kilometrowa podróż z Bogoty do Cali to kwestia całego dnia jazdy od świtu, do nocy wznoszącymi się i opadającymi kordylierami. Andy, najdłuższy łańcuch górski na świecie, rozczepiają się tu (i tylko tu) na trzy potężne, ciągnące się w kierunkach północ-południe pasma gór: Kordylierę Zachodnią, Środkową i Wschodnią, wyrastające nawet 5,000 m. n.p.m. Pomiędzy tymi rozszczepionymi „pazurami” Andów rozciągają się równie rozległe doliny, którymi spływają długie na tysiące kilometrów rzeki (niektóre, aż do Morza Karaibskiego i Atlantyku). Podróż wzdłuż tych dolin może być rzeczą względnie łatwą, jednak poprzeczne trasy, jak np. ta z Bogoty do Cali, wymagają przecięcia wszystkich trzech łańcuchów i są niemałym wyzwaniem dla infrastruktury krajowej. Zastajemy tu wąskie i kręte (acz dobrej jakości) drogi, które wydłużają podróż nawet kilkakrotnie względem podobnie długich tras po nizinach. Po drodze, na wysokich wzgórzach Kordyliery Centralnej, pomiędzy miastami Pereira, Armenia i Ibaque mieści się główny i najbardziej żyzny obszar upraw, może najsłynniejszej na świecie, kolumbijskiej kawy.

Santiago de Cali, lub skrótowo Cali (wym. Kali) to jedno z największych miast Kolumbii i, podobnie jak sama Bogota, „wciśnięte” jest pomiędzy wyrastające wierzchołki Andów, które widoczne są na horyzoncie z dowolnej ulicy w mieście. Z tych wierzchołków, na jego mieszkańców, z jednej strony spogląda Cristo Rey (wym. Kristo Rej, tłum. z hiszp. „Król Chrystus”), 26-metrowy monument przedstawiający Jezusa Chrystusa, spoglądającego w stronę miasta z szeroko rozwartymi ramionami – motyw znany najlepiej z brazylijskiego Rio de Janeiro (brazylijski odpowiednik mierzy zaledwie 2 metry więcej, nie licząc 8-metrowego piedestału) – z drugiej zaś strony trzy, równie wielkie, krzyże (hiszp. Cerro de Las Tres Cruces).

Cali uważane jest za stolicę salsy, której amatorów można zobaczyć w wielu lokalnych szkołach tańca. Salsa, taniec lekki i szybki, dobrze oddaje ducha tej radosnej i energicznej muzyki, wszechobecnej w całej, wybitnie muzykalnej, Kolumbii.
W historycznej części miasta możemy obejrzeć dobrze zachowane relikty epoki kolonialnej – katedry, nieduże, acz starannie urządzone muzea, a także zajrzeć do modnych lokali wokół wzgórza San Antonio, skąd roztacza się piękna panorama miasta. Cali, jak niemal każde duże i współczesne miasto Ameryki Łacińskiej, powstało w XVI w. na fali hiszpańskiej (re)kolonizacji.

Pomimo niewielkich rozmiarów, urzeka tu zwłaszcza Muzeum Archeologii "la Merced" umieszczone w zabytkowym klasztorze, przy pięknym kościele Iglesia de la Merced. Zbiory dotyczą głównie przed-hiszpańskiej kultury Calima zamieszkującej tutejsze okolice od 200 r. p.n.e. do 400 n.e. Wyjątkowe zbiory, staranna ekspozycja, zaciszna atmosfera klasztoru, a zwłaszcza pobudzające wyobraźnię opisy eksponatów tworzą jedno najbardziej wyjątkowych doświadczeń tego typu – doświadczenia „spotkania” z ludźmi żyjącymi tu dwa tysiące lat temu.

Jeden z opisów w Muzeum zatytułowany „Emocje” podaje:
"Ceramika jest twarda, wytrzymała i zimna w dotyku; jest jednym z najczęściej znajdowanych archeologicznych artefaktów z epok poprzedzających wynalezienie, teraz wszechobecnego, plastiku. Jest nie tylko subtelnym i plastycznym medium, który pozwala wyspecjalizowanym garncarzom produkować niezbędne utensylia, ale także, który pozwala utrwalać – okazjonalnie – ich emocje. Trudno jest zrekonstruować emocjonalny świat ludzi, z którymi nie mamy obecnie bezpośredniego kontaktu. To, co mamy, pomiędzy innymi rzeczami, to ceramika. Które przedmioty odkrywają afekty, aspiracje i obawy? To pomieszczenie zawiera mężczyzn i kobiety ucieleśnionych w glinie – kim oni są? Czy istniały jakieś sentymentalne więzi wiążące je z ich twórcami? Znajdujemy także istoty hybrydalne, potwory – czy sprawiały, że dzieci nie mogły spać w nocy? Lub czy dzieci śniły o nich, znajdując się pewnego razu twarzą w twarz z tymi fantastycznymi bestiami? Są tu także znajome zwierzęta wykonane z wyjątkową wprawą; co porusza artystą, aby uchwycić kajmana [małego aligatora] w najsubtelniejszych detalach?" [moje tłum. z ang.].


San Agustin to nazwa reliktowej strefy na południu Kolumbii (niedaleko miast Popayan i Pitalito), zachowującej może najbardziej niezwykłe świadectwo jej rdzennych, przed-hiszpańskich mieszkańców – tajemniczej kultury o tej samej nazwie. Znajdują się tu, niespotykane w tej liczbie, wielkości i wykonaniu, duże kamienne rzeźby wykonywane od czasów, w których żył Chrystus do ok. X w. (wczesne ślady narzędzi kamiennych wskazują na bytowanie tu człowieka, nawet 4,000 lat przed Chrystusem). Najwyższe z nich mierzą nawet siedem metrów wysokości i przedstawiają  tajemnicze istoty – hybrydy o ludzkich i zwierzęcych cechach (antropomorficzne postacie posiadające kły charakterystyczne dla drapieżnych kotów), a także ptaki, żaby i rzeźbione abstrakcyjnie(?) półki skalne.

Nie wiele wiadomo na temat twórców tych megalitów. Nieznana jest nawet nazwa, jaką określali oni samych siebie, ani nawet jaką określały ich inne żyjące w okolicy ludy. Oczywistą trudnością w badaniach historycznych jest brak pisma (i nowożytnie rozumianej historii). Tym niemniej miejsce to jest uważane za olbrzymią nekropolię (może nawet największą na świecie). Wiele domów zlokalizowanych było wokół niedużych kurhanów, wewnątrz których zakopane były niezwykłe, kamienne grobowce. Na ich szczycie umieszczany był posąg bóstwa, lub strażnika grobu. Bliskość zamieszkiwania przy zmarłych, niemal na samych grobach, sugeruje możliwe praktykowanie tzw. „kultu przodków” i wiarę w życie pozagrobowe (gdzie duchy zmarłych strzegły i komunikowały się z żyjącymi wciąż ziomkami).

Niektóre rzeźby i samo położenie nekropolii jest wyjątkowe, bowiem San Agustin mieści się u samych źródeł największej, najdłuższej rzeki Kolumbii – Rio Magdalena ciągnącej się przez 1,500 km. – stąd, poprzez głębokie „bruzdy” Kordylierów, aż do Morza Karaibskiego. Rzeźby wodnych stworzeń (m.in. żab), ich orientacja względem strumieni wodnych, a także niesamowite „fontanny” (duże kamienne tarasy wodne, rzeźbione w abstrakcyjny system kanałów, wgłębień i kształtów) wskazują na specjalny stosunek kultury San Agustin do żywiołu wody, która najpewniej posiadała znaczenie magiczne, lub religijne. Jest to jednocześnie najbardziej imponujący i najmniej zbadany lud pre-kolumbijskiej Ameryki – dużo jest tu wciąż do odkrycia i dowiemy się o nim więcej najpewniej w przyszłości, kiedy to wpierw stanie się centrum uwagi uczonych, a później może także ośrodkiem turystycznym podobnym do Chichen Itza Majów, lub Macchu Picchu Inków. Póki co docierający tu nieliczni turyści, cieszyć się mogą względnie cichym i spokojnym miejscem, oraz tajemniczą i niezwykłą aurą i przyrodą otaczającą San Agustin.



Na zdjęciu park archeologiczny San Agustin. Megalityczne posągi stoją tu pośród starannie wystrzyżonych trawników, ale w tle widać naturalne okoliczności dzikiej i bujnej przyrody. Okoliczne wzniesienia znikające w gęstych chmurach przecinają głębokie wąwozy wydrążone przez spływającą Rio Magdalena. Powyżej, późno-kwietniowe, deszczowe niebo.


Warszawa.

Popularne posty